Daniel informuje nas, że mamy 10min na ogarnięcie siebie, a on w tym czasie zrobi szybkie śniadanie. Natychmiastowo wskakujemy w stroje kąpielowe, bierzemy maski i niecierpliwie przebieramy nóżkami, kiedy wyjedziemy do cenotów:-D. Jak to bywa w meksykańskim zwyczaju koledzy Daniela ( bliźniacy) spóźniają się, więc nasz wyjazd trochę się przeciąga.
Podróż nie należała do najwygodniejszych ponieważ jechaliśmy w 6 w osobówce, ale kto by się tym przejmował, na meksykańskich drogach można robić prawie wszystko, a policja jeszcze się do Cb uśmiechnie;).
Mamy wielkie szczęście, że jedziemy z bliźniakami, ponieważ są oni zajaranymi nurkami i znają wiele ciekawych miejscówek. Zabierają nas do zupełnie pustego cenotu ukrytego gdzieś w gąszczu i kolejny raz mamy coś niesowitego tylko dla siebie + darmowa lekcja nurkowania;-), bliźniacy z chęcią dzielą się z nami swoimi umiejętnościami;-).
Same cenoty są po prostu niesamowite. Nie możemy się napatrzeć na ten widok- podziemne jezioro, głębokie na 25 m i tak czyste że widać każdą skałkę na dnie, a dodatkowo możemy w nim pływać tyle ile dusza zapragnie:-D Kolejny raz jesteśmy w raju:-D
Po powrocie do domu postanwiłyśmy zrobić kolację dla naszego hosta i jego współmieszkańców. W wyniku naszego lenistwa padło na leczo, jedyna trudność to obrać i pokroić warzywa a reszta już się sama zrobi w garnku. Mamy wielką nadzieję, że nikogo nie zatrujemy naszym specjałem;-).
(Pragnę zaznaczyć, że Meksykańska cebula bardzo szczypie w oczy!)
Po kolacji na lepsze trawienie przyrządzamy drinki, niestety okazują się za mocne dla Meksykańców, więc jesteśmy zmuszone pić same (no cóż nie będę narzekać) i tu się zaczyna nasza zguba.
Po krótkiej grze w kalambury, chłopacy wpadają na świetny pomysł aby nas nauczyć salsy, chyba nie wiedzą jakie właśnie sobie wyzwanie postawili;-). Przez około 3 godziny dzielnie tańczymy salsę i marangę. Alkoholu ciągle ubywa bo jest tak gorąco, że ciągle się nawadniamy, już nawet przestałyśmy czuć się głupio, że chłopacy pouczają nas jak ruszać biodrami, polacy-sztywniacy:-).
O 5 rano podjęłyśmy decyzję, aby w końcu położyć się spać. Nie dane nam było wylegiwać się cały dzień bo o 8 rano zrobiło się tak gorąco, że nie dało się wyleżeć. Przeżycie tego dnia będzie niedala wyzwaniem. Sam proces przemieszczania się jest niesamowicie trudny, po wczorajszej aktywności mamy takie pęcherze na stopach, że każdy krok sprawia potworny ból. Musimy jednak dostać się na stację po bilety abyśmy znów nie łapały stopa do Tulum.
5 min po wyjściu z domu potrąca nas samochód, ma szczęscie prostak, że jechał wolno. Chyba nie ma co kompromitować się tutaj, opisując dalszą część dnia;-) o 20.15 wsiadamy do busa i jedziemy do Tulum;-)