niedziela, 23 lutego 2014

Welcome to India!

50h po wyjeździe z Poznania dotarłyśmy do Delhi! Zapominamy o wszystkich nieprzespanych godzinach i zaczynamy żyć myślą że wkońcu jesteśmy w Indiach! Z lotniska odebrał nas Karan - nasz host, dzieki któremu Indie sprawiają wrażenie wyjątkowo łaskawych i nie mających nic wspólnego z opowieściami zasłyszanymi w Polsce! Karan wielkie dzięki!! :) 
Pierwsze wrażenie po wyjściu z lotniska? Wszystko wyglada w miarę normalnie, nie licząc ruchu na ulicach. Jadąc do domu mamy serce w gardle! Nie mamy nawet gdzie odwrócić wzroku, żeby nie patrzeć na ten totalny chaos. Przedzieramy sie przez ulice, gdzie riksze zapakowane ludźmi po granice możliwości wyprzedzają olbrzymie ciężarówki, niemalże ocierając sie bokiem o ich zderzaki. Mijamy ludzi w piżamach, którzy poruszają sie zdecydowanie wolniej od wałęsających się między autami krów, obserwowanych przez małpy, siedzące na dachach domów i chodnikach po których przechadzają się świnio-dziki (wyglądające tylko niecogorzej niż setki wszechobecnych psów). Wokół słychać nieustające trąbienie, ale NIKT z wszystkich wymienionych uczestników chaosu drogowego nawet nie odwróci głowy. No cóż, można i tak... Po dotarciu do domu Karana mamy pół godziny na przygotowanie sie do kolacji - w głowie każdej z nas pojawia się pytanie: Czy możemy liczyć na zatrucie pokarmowe już pierwszego dnia, czy los jeszcze bedzie dla nas łaskawy? 
Będąc już na miejscu, kolejne zaskoczenie - parking gdzie piecze nad autami sprawuje parkingowy- klucznik, dzięki któremu istnieje szansa, że bedzie można nie tylko wjechać na parking, ale również z niego wyjechać, kiedy Twój samochód będzie już zastawiony z każdej możliwej strony przez kilka innych aut... 
Restaurację do której trafiamy można opisać jednym słowem - Rewelacja! Taras, czwarte piętro, widok na jezioro i muzyka na żywo, coś, czego nigdy nie oczekiwałybyśmy właśnie po Indiach. Kolejne miłe zaskoczenie:) Jedyne wątpliwości budzi kurczak, Monika i Matylda są pewne, że kurczak kurczakiem być nie mógł -skomplikowana analiza smaku, wyglądu i struktury kości, takie tam... Prawdy już nie poznamy, więc temat nie jest wart dalszego drążenia. Po kolacji małe Tetris na parkingu, pożegnanie z parkingowym-klucznikiem i powrót do domu. Godzina na przepakowanie, bo o 2 w nocy ruszamy tańczyć na boso w świątyniach Kriszny! 

Pzdr! 

1 komentarz: