Kolejny dzień, kolejne państwo i do pokonania jakieś 60 km z Heathrow na Gatwick.
Z racji tego, że szczęście nas nie opuszczało znów próbujemy podróży stopem. O 23 robimy sobie spacer, aby dojść do głównej drogi, po 40min marszu cały czas lawirujemy między parkingami terminala nr 5...
Jedynym samochodem, który się zatrzymał była policja jednak nie pałali entuzjazmem, aby nas zabrać.
Po 24, kiedy już pogodzilyśmy się z faktem, że chyba nigdy nie opuścimy terminala nr 5 i należy skorzystać z komunikacji miejskiej, zatrzymuje się kolejny samochód i oferuje dojazd do centrum Londynu;-). W trakcie rozmowy okazało się, że już raz nas mijał i specjalnie zawrócił, aby nas zabrać w obawie o nasze dalsze losy. Jakby tego było mało dowiadujemy się, że rano będzie na Gatwick, skąd leci na Teneryfę. Prawie wyszło na to, że mogłyśmy jechać z nim do domu i rano razem byśmy pojechali na lotnisko. Noo, ale... przecież, za każdym razem wykazujemy się niesamowitą rozwagą i odpowiedzialnością;-) postanowiłyśmy nie kusić losu i wysiąść na Victoria Station i stamtąd dojechać pociągiem prosto na Gatwick.
Na lotnisku urządzamy sobie małe obozowisko i czekamy na lot do Cancun. Niestety po godzinie snu zostałyśmy zbudzone ponieważ spaliśmy pod hotelową recepcją (ups)!
W nagrodę za trudy podróży kupujemy słodycze, a dlaczego zdecydowałyśmy sie na taką rozpustę ;-)? Bo podczas nocnego spaceru z lotniska znalazłam 5£, a więc wycieczkowy budżet nieplanowanie się powiększył;-).
Z pełną buzią cukierków rozpoczynamy naszą właściwą podróż- już do samego Meksyku, na pokładzie boeinga 747.
Ciekawie podróżujecie. Ciekawe co się wydarzy dalej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńcały czas podróżuję za WAMI :p buziii Ziomaleeee :*
OdpowiedzUsuń