Ruszamy z samego rana, podejrzewamy, że nasz gospodarz ma nas za totalne biedaczki ( w sumie jest w tym troche racji), bo w kółko powtarza, że załatwił nam najtańszy transport i na pewno nie wydamy dużo pieniążków. No i po chwili podjeżdża nasza taksówka... Pierwsza myśl? "O k****!!, to ścierwo nie pokona trasy do pierwszego skrzyżowania a co dopiero 130km do Verdadero...".
Ale no nic, wysiadamy i zastanawiamy się kiedy nasza czerwona strzała rozleci się na drobne kawałeczki. Dla bezpieczeństwa chcę zapiąć pas, ups... Nie ma pasa, zamiast niego jest kawałeczek wystającego kabla! Dlaczego to mnie nie dziwi?
Ruszamy!
Nasza podróż w samochodzie, w którym spaliny zamiast uciekać na zewnątrz jakimś cudem wylatują do środka auta, nie trwa jednak długo. Po godzinie drogi zostajemy zatrzymani przez policję. Nasz kierowca szybko informuje nas, że mamy udawać jego koleżanki i do tego mamy udawać, że po hiszpańsku nie potrafimy powoedzieć ani słowa - swoją drogą ciekawa znajomość, nasz "kolega" nie posługuje się żadnym językiem poza hiszpańskim a my udajemy, że po hiszpańsku nic a nic, hmm.. nasz kierowca ma chyba władze swojego państwa za totalnych idiotów.
W konsekwencji nasz przyjaciel zostaje ukarany mandatem. Powód? Kubańczycy nie mają prawa przewozić turystów, jeżeli nie pracują jako taksówkarze. Nawet jakby robili to w ramach zwyczajnej przysługi. Nasz "kierowca-przyjaciel" poirytowany całą sytuacją zdradza nam pare kubańskich paradoksów. Na codzień okazuje się on pracować jako profesor na hawańskim uniwersytecie, jego miesięczna pensja wynosi 20-25euro miesięcznie(!!!!) za to kubańskie prostytutki w ciągu nocy zarabiają 100 euro, czyli równowartość jego 5miesięcznej pensji! Dlatego właśnie Kubańczycy podejmują ryzyko i dorabiają wożąc turystów. Nasz kurs do Verdadero pozwala mu zarobić więcej niż w ciągu 2 miesięcy w swojej normalnej pracy. Dodatkowo Kubańczycy nie mogą oglądać w domu telewizji i korzystać z internetu, ponieważ zwyczajnie mogą iść za to siedzieć. Oglądanie telewizji ogranicza się do oglądania teledysków i słuchania muzyki z dziesiątek płyt cd.
Co więcej mijając stojącą przy drodzę pasącą się krowę wkurzony kierowca mówi, że on jako kubańczyk jest pozbawiony prawa zjedzenia tej krowy, ponieważ krowy są dla turystów a nie dla Kubańczyków. Tuż po przydrożnej krowie mijamy ciężarówkę z wielkim zapasowych kołem, kierowca pokazuje nam, że na takich właśnie oponach Kubańczycy uciekają z wyspy i pokonują 200 kilometrową drogę przez morze do Miami! Lekko przygnębione sytuacją przestajemy tak bardzo nabijać się z rozklekotanego pojazdu naszego kumpla.
Po 3 godzinach drogi czerwona strzała dowozi nas do Verdadero.
Po plażingu czas wracać do domu, gdzie mamy dołączyć do rodziny naszego gospodarza by wspólnie świętować jego 40urodziny! A jak wszyscy wiemy - impreza zawsze spoko, więc nie pozostaje nam nic innego tylko w duchu modlić się, żeby i tym razem czerwona strzała nas nie zawiodła i szczęśliwie dowiozła nas do domu, a właściwie do znajdującego się tam rumu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz