piątek, 13 marca 2015

Tulum bicz!

Dwa dni w Tulum zleciały nam nim zdążyłyśmy się zorientować.. Po wyczerpujących przemarszach z plecorami nadszedł wreszcie czas na plażing i relaks! I to jaki ;) Na pierwszy ogień wybrałyśmy zapowiadaną jako niesamowitą - plażę w Akumal;) - znajdującą się ok 26 km od naszego uroczego turystycznego miasteczka. 
A cóż w niej takiego niesamowitego? Hmm.. Na pierwszy rzut oka niespecjalnie wiadomo o co chodzi - dużo stoisk z wycieczkami oferującymi snurkeling i zadziwiająco dużo symboli nawiązujących do żółwi wodnych! 



I tak - jest to plaża, na której dom swój mają te niezwykłe stworzenia. Niby nic takiego myślimy - no fajnie zobaczymy żółwie w ich naturalnym środowisku... Ochoczo zakładamy maski, prosimy przeurocze starsze Panie, aby zerknęły na nasze ciuchy i już jesteśmy w wodzie. Podekscytowane - dzielnie brniemy wgłąb morza, a łepki już mamy zanurzone pod powierzchnią. Hmmm, niby nic ciekawego - podłoże to jakiś biały piach, który łatwo zmącić i trochę glonów.. Jednak gdy tylko odrywamy stopy od podłoża i podpływamy kawałek.. Jest! Pierwszy, ogromny żółw morski płynie tuż pod nami i po chwili wynurza się uroczo na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza. Mam ochotę piszczeć z wrażenia, ale zaraz zostaję hamowana przez dziewczyny, by nie spędzić na siebie tłumu gapiów z rurkami;) Tak więc żółw pływa tylko z nami ;) Uczucie jest niesamowite i nakazuje zostać w wodzie jeszcze długi czas, zanim trzeba będzie wyjść na stały ląd.



Na cudownym lenistwie na plaży, przerywanym odwiedzaniem żółwi w ich podwodnym królestwie mija nam cały piękny dzień. Nie zabrakło też sesji na plaży, gdzie iguany też postanowiły pozować ;)



Kolejnego dnia w planach mamy urodzinowe beach party naszego hosta i zwiedzanie jedynych nadmorskich ruin Majów - znajdujących się właśnie w Tulum. Pogoda dopisuje, więc zakładamy stroje i ruszamy na spacer ;) przechadzka okazuje się niezwykle męcząca i .. Chyba nie byłybyśmy sobą gdybyśmy się nie zgubiły :P Wkońcu zmęczone palącym słońcem poddajemy się i łapiemy taxę! Impreza okazuje się kameralnym spotkaniem znajomych, któremu towarzyszy muzyka Erica z dj'ki. Nie zajmujemy więc zbyt dużo czasu, składamy życzenia, zwiedzamy plażę i ruszamy dalej;) 


W obiekcie archeologicznym swój dom znalazły iguany w ilości tak dużej, że nie trzeba się specjalnie starać, by dostrzec te niesamowite jaszczury wygrzewające się w każdym kącie na słońcu. 


Początkowa radość z widoku coraz to większego okazu przeradza się w doszukiwanie się różnic i obserwacji ich niesamowiie dziwnych poczynań ;) śmiesznie machają łepkami i biegają po ogromnych połaciach terenu na których się znajdujemy. Pogoda sprzyja, ale dla nas - gringos jest o temperatura ponad możliwości adaptacyjne. Po godzinie spacerku w tej uroczej okolicy, marzymy o prysznicu! 






Na kaniec naszej wycieczki mamy jeszcze okazję zobaczyć niespotykany widok. Drapieżnika pożerającego swą ofiarę.. Cóż, gdzie jaszczury tam musi być i wąż. Zachłanny połyka jedną ze zdobyczy, a tuż obok stygnie kolejna... 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz